Trigger warning: gwałt, przemoc
O przemocy seksualnej powiedziano już chyba wszystko – są badania, są publikowane relacje ofiar, są statystyki i naukowe opracowania na temat zjawiska i jego psychologicznych, społecznych i jednostkowych implikacji. A jednak mam wrażenie, że cała ta wiedza jest jak groch o ścianę. Bo jak przychodzi do kolejnego gwałtu – niezależnie czy omawianego w mediach czy z naszego otoczenia – to jak ze zdartej płyty słychać litanię tych samych komentarzy i argumentów.
21. temat Kryzysu Wieku Średniego będzie ciężki i bez optymistycznego zakończenia. No, może z maleńką iskierką nadziei na finisz, ale najpierw chciałabym Cię przeczołgać przez cały ból, wkurw i niedowierzanie, jakich doświadczam od czasu, gdy moja przyjaciółka została zgwałcona na randce.

Gwałt na randce
Dla porządku: mam jej zgodę, żeby podłubać w tym temacie, i podać jako przykład to co jej zrobiono. Celowo nie mówię “co ją spotkało” lub “co jej się przydarzyło”, bo mam wrażenie, że to jest pierwszy moment po tym akcie przemocy, w którym rozmywa się odpowiedzialność za krzywdę. Nie dziwi oczywiście taki sposób budowania zdań, skoro głęboko w podświadomości dużej części społeczeństwa tkwi przekonanie, że ofiara ponosi przynajmniej połowę winy za to, że ktoś naruszył jej integralność.
Sama sobie winna
No bo przecież nie powinna chodzić sama, powinna unikać ciemnych miejsc, powinna pilnować swojego napoju, żeby ktoś nie wrzucił jej do niego pigułki gwałtu – czyli jeśli nie jest w 100 procentach skoncentrowana, to sama prosi się o kłopoty.
Potem ubranie: spódnica nie może być za krótka, dekolt za głęboki a makijaż zbyt wyzywający – swoją drogą kto ma tę “wyzywającość” ocenić? Na jakiej skali? Lepiej też nie zakładać butów na wysokim obcasie, bo szpilki ograniczają szansę na ucieczkę. No i prowokują.
Nie wolno rozmawiać z obcymi, lepiej nie korzystać też z transportu na aplikację. A tym bardziej publicznego. Najlepiej umówić się z koleżanką, żeby sprawdzała czy jesteśmy bezpieczne – albo za pomocą specjalnej apki (są takie) lub przez śledzenie udostępnionej lokalizacji na mapie w telefonie.
Na randkę absolutnie nie wolno dać się zaprosić do jego mieszkania, bo wiadomo co to oznacza.
Pozwolenie na pocałunki czy pieszczoty – to dla faceta zgoda na całą resztę, jakikolwiek scenariusz przyjdzie mu do głowy! No krew mnie zalewa kiedy patrzę na tę – niekompletną przecież – listę!
Zauważyłaś lub zauważyłeś że nie ma na niej ani jednego ostrzeżenia dla mężczyzny, typu: kiedy kobieta mówi „nie” to znaczy NIE, przestań naciskać. Nie dotykaj nikogo bez zgody tej osoby. Nie gwałć.
To ciągle wydaje się zbyt wygórowanym oczekiwaniem.
Bliski obcy
Gwałt powszechnie kojarzy się z atakiem obcego, złowrogiego osobnika. Wiesz, to taki filmowy schwartz charakter który czai się w krzakach albo ciemnej uliczce i napada znienacka kobietę. A fakty są takie, że w przeważającej większości przemocy seksualnej dopuszczają się osoby znane ofiarom. Z badań Centrum Praw Kobiet wynika, że w blisko 80. procentach przypadków ofiara zna sprawcę gwałtu. W 20. procentach jest to stały partner, a jedna trzecia gwałcących to mężowie ofiar.
To implikuje kaskadę problemów. Przede wszystkim oskarżenie, które jest ochoczo wykorzystywane przez chwackich komentujących: po co z nim poszłaś? Dlaczego mu zaufałaś? Mogłaś wyjść, uciec, zrobić aferę, ewentualnie kopnąć go w krocze.
Ale im więcej dowiaduję się o molestowaniu, tym bardziej widzę, że większość pokrzywdzonych tego nie robi.
Prawdziwe historie
Moja przyjaciółka nie wiedziała że randkuje z drapieżcą. Spotykali się od kilku tygodni w miejscach publicznych, prowadzili długie i ciekawe rozmowy. Nic, kompletnie nic nie budziło podejrzeń, bo on w żadnym momencie ich znajomości – aż to tego finalnego spotkania – nie przekroczył jej granic. Ona poruszyła temat intymnych stosunków, zastrzegła wyraźnie, że nie będzie na to gotowa dopóki nie ustalą czy mają podobną wizję relacji. Wydawało się że oboje dają sobie na to czas.
Kiedy więc w chłodny dzień zaprosił ją do swojego mieszkania na herbatę absolutnie nie podejrzewała, że zgadza się na atak.
Podobnie inna moja znajoma, która skorzystała z kurtuazyjnego, wydawać by się mogło, zaproszenia od znajomego. Tylko znajomego, w dodatku z kręgów zawodowych. W biały dzień, bez jakichkolwiek podtekstów. Facet nie ukrywał nawet że ma żonę i dzieci, dodatkowo łączyła ich sieć wspólnych znajomych. I też nie przeszło jej przez myśl, że ten człowiek bezpardonowo sięgnie po jej ciało. Naiwność? Głupota? Po co do niego szła? Powinna była zachować większą ostrożność – to najczęstsze komentarze z jakimi spotykają się ofiary przemocy. Nie tylko seksualnej.
Trzecia historia z mojego najbliższego kręgu: facet poznany na Tinderze, kilka spotkań w mieście, dużo wspólnych tematów, widać, że szło to w dobrą stronę i spokojnym tempem. Ona ma pewien kłopot zawodowy, on proponuje pomoc w rozwiązaniu. Spotykają się u niego, rezultat jest ok, ona czuje ulgę. Siedzą jeszcze trochę na kanapie, przytulają się, całują. On ewidentnie prze do stosunku, ona nie chce, ale nie broni się zbyt stanowczo, ma poczucie wdzięczności za pomoc. Protestuje, ale w efekcie uprawiają seks. Nie ma przemocy fizycznej, ale pozostaje niesmak, że nie tego chciała, nie w taki sposób – na chybcika i na kanapie. Czuje się wykorzystana, choć wstydzi się o tym mówić, żeby nie wyjść na idiotkę.
Chociaż finał tych historii jest różny – pierwszy przypadek to gwałt z przemocą, drugi skończył się ucieczką, poczuciem obrzydzenia, niedowierzania i obniżoną samooceną , w trzecim przypadku doszło do seksu za pomocą nieuczciwej perswazji – to coś je łączy. Wszystkie kobiety w trakcie spotkań i do samego ich końca nie dowierzały że dzieje się to co się dzieje i nie potrafiły zareagować stosownie do sytuacji. A to woda na młyn tych, którzy uważają, że kobiety są podstępne, zmyślają oskarżenia, a w najłagodniejszej formie – że są histeryczkami i tak w zasadzie to same nie wiedzą czego chcą.
W ogóle chcę Cię uprzedzić, że ten temat jest dla mnie tak intensywny i ma tyle różnych aspektów, że mam tylko nadzieję nie zaplątać się i nie mieszać ich chaotycznie. Zatem dla porządku: w tym odcinku będę chciała skupić się na kilku obszarach:
- wdrukowanych oczekiwaniach i bezmyślności osób które stosują przemoc;
- perspektywie i ograniczeniom które są udziałem ofiar
- a także na społecznym odbiorze takich wydarzeń.
I podkreślam jak zawsze: nie jestem psycholożką ani socjolożką, nie mam przygotowania do udzielania pomocy czy dawania rad. Ten odcinek to jest taka moja ludzka reakcja i wyraz niezgody na to, z czym się spotykamy. Za często spotykamy.
Profil drapieżcy
Zacznę więc od drapieżców, czyli niestety mężczyzn. Mam nadzieję, że mądrzy faceci wybaczą mi to uogólnienie, ale jest ono podyktowane statystykami: za przemoc seksualną wobec kobiet odpowiadają w 97% przypadków panowie. Według danych polskiej policji ponad 90% osób doświadczających przemocy seksualnej w Polsce to kobiety.
Dlaczego tak się dzieje? Mogę tylko gdybaćpo amatorsku. Może dlatego, że chłopcy od małego są uczeni zdobywania i zachęcani do stosowania siły? Może dlatego, że nie są uczeni rozpoznawania emocji (u siebie i innych)? Może dlatego, że świat wpaja im, że odmowa nie jest odpowiedzią?
Taki przykład: na wielu forach dla facetów – słyszałeś lub słyszałaś pewnie o tych grupach gdzie kipi od tęsknoty za prostotą patriarchalnego porządku i podsyca się męski resentyment do kobiet? – mówi się wyraźnie: jeśli kobieta daje się zaprosić do domu, to znaczy że zgadza się na seks. Koniec i kropka, nie ma odstępstw. Nie wiem jak tobie, ale mnie mózg eksploduje za każdym razem, kiedy słyszę ten argument! Tłumacząc na nasze: jedna dorosła osoba odmawia drugiej dorosłej osobie prawa do decydowania o tym, czy chce wpuścić kogoś do swojego ciała.
Metaforycznie: to tak jakby wizyta w salonie samochodowym oznaczała deklarację kupna. No tak! Jasne, podoba ci się BMW, marzysz o takim jednym modelu, więc idziesz go obejrzeć, usiąść w środku, może nawet się przejechać kawałek. I wtedy dealer podsuwa ci umowę kupna bez możliwości jej odrzucenia! No przecież podoba ci się BMW! Przecież go chciałeś!
Wiem, wiem że ta metafora może nie jest idealna, ale z grubsza rozumiesz o co mi chodzi?
Prawo do siebie
Jak chorym, ograniczonym i niedobrym trzeba być, żeby odmawiać istocie ludzkiej podmiotowości i prawa decydowania o sobie? Dodajmy: decydowania w dowolnym momencie? Tak, w każdym, nawet gdy ta decyzja się zmienia! Przekładając to na język randkowy: idę do kogoś kto mi się podoba, wydaje się, że mamy wiele wspólnego. Ale znamy się krótko, wszystko jeszcze jest do zweryfikowania. Odwiedziny wydają się całkiem sensownym sposobem, bo można zobaczyć delikwenta w jego naturalnym środowisku, no nie wiem – chociażby sprawdzić jaki ma stosunek do porządku i higieny! Albo przekonać się, że poza publicznym miejscem nadal okazuje szacunek? I jeśli coś nie gra to przecież mogę uznać, że jednak nie chcę tego kontynuować.
Ale przecież to nie dotyczy tylko nowych znajomości. Bo nawet w długim związku, w małżeństwie, nie muszę być non-stop dyspozycyjna i gotowa na zbliżenie. Wiążąc się z kimś nie zrezygnujemy przecież ze swojej podmiotowości, nie stajemy się niewolnikami i niewolnicami! Wydawało mi się że tzw. obowiązek małżeński, kobieca powinność, to pieśń przeszłości. Że nikt nie uzna drugiej osoby za swoją własność. A jednak ciągle zdarzają się małżeńskie gwałty, precyzyjnie mówiąc 22% kobiet biorących udział w europejskim badaniu które cytowałam wyżej została zgwałcona przez swoich partnerów! A 33% z nich doświadczyło tego więcej niż 6 razy! To jeży włos na głowie!
Siła pożądania
Spotkałam się z argumentowaniem, że takie surowe osądzanie wymuszonego seksu jest tak naprawdę niesprawiedliwością wobec mężczyzn, bo ich popęd jest silniejszy niż wola. To taka koncepcja, że rozpędzonego pociągu nie da się zatrzymać. Oczywiście ten pociąg to pożądanie faceta, który jest podniecony, napalony i to odcina mu możliwość trzeźwego rozumowania czyli np. przyjęcia odmowy. Z takiego podejścia biorą się opinie, że jeśli się na spotkaniu całowali, to znaczy że tak naprawdę ona wiedziała na co się decyduje. Jeśli były jakieś pieszczoty – to wyraziła zgodę na całą resztę. Jeśli oboje byli nago – to wiadomo czego chciała. I jakże NIE FAIR byłoby w takiej chwili zmieniać zdanie, protestować i oczekiwać że facet się powstrzyma!
Czy założenie, że można chcieć tylko pettingu i pieszczot, pocałunków i czułości, jest jakąś myślową ekwilibrystyką? Czy tylko ja uważam, że umówienie się nawet na seks oralny nie oznacza zgody na penetrację? Czy stosunek intymny nie powinien być dokładnie tym – i ani milimetra dalej – na co umawiają się oboje partnerzy?
Ogromnym problemem z relacjami erotycznymi i romansowymi jest to – doświadczyłam tego więc mówię z pełną odpowiedzialnością – że sporo facetów uważa że siła perswazji zastąpi consent czyli świadomą zgodę.
Niezgoda na (świadomą) zgodę
Ona mówi “nie”, ale to przecież przekomarzanki. A ona odmawia śmiejąc się często z nerwów, albo dlatego, że nie dopuszcza myśli, że on ten brak zgody zlekceważy. Rozpina jej bluzkę mrucząc do ucha “no przecież tego chcesz”, albo “no przestań, będzie fajnie”, albo “daj, tylko troszkę włożę”… To są dosłowne cytaty, tylko trzy z dziesiąte,k które poznałam z relacji bliższych lub dalszych koleżanek o ich doświadczeniach randkowych.
I dziewczyny czasami dają się przekonać. Pozwalają sobie rozpiąć ubranie, pozwalają się pieścić i nawet doprowadzać do orgazmu, ale czy robią to z własnej woli? Wątpię. Oto dlaczego.
Przy okazji: orgazm nie jest dowodem świadomej zgody!
Patriarchat, czyli system stworzony przez mężczyzn na korzyść mężczyzn, nauczył nas, kobiety, że trzeba być grzeczną. Posłuszną. Potulną. Bezproblemową. Nie zachęca się dziewczynek do głośnego protestowania, walki o swoje prawa, nie premiuje stanowczości. Emancypacja, równość to ciągle niedokończony proces. Sto lat na tle ostatnich kilku tysięcy nie jest w stanie zmienić sposobu myślenia – co widać doskonale także po sposobie myślenia przemocowych mężczyzn.
(Fight, flight) Freeze i fawn
Statystyczna dysproporcja siły fizycznej między przeciętną kobietą i przeciętnym mężczyzną stawia nas na straconej pozycji. To z kolei wiąże się z typem reakcji na silny stres, która najczęściej pojawia się w przypadku gwałtu. Ludziom z boku, na chłodno łatwo powiedzieć: walcz albo uciekaj! Ale ty jesteś kulturowo socjalizowana do uległości, nie dysponujesz ani siłą ani narzędziami do obrony! Więc twój mózg zarządzi taką reakcję, która daje największą szansę na przetrwanie. Zatem albo cię zamrozi i sparaliżuje (freeze), albo wręcz sprawi, że będziesz próbować udobruchać osobę atakującą (fawn). W sytuacji zagrożenia będziesz się nawet przymilać do swojego oprawcy a twój mózg wejdzie w taką dysocjację że nawet tego nie zauważysz. (Więcej o tych reakcjach na sytuacje stresowe dowiesz się tutaj).
I tu dochodzimy do aspektu, który często bywa wykorzystywany jako argument przeciwko ofiarom.
Moja przyjaciółka, zmuszona do seksu mimo wielokrotnych protestów, mimo szarpania się, mimo absolutnego przekonania, że on nie odważy się posunąć dalej, jak wiele gwałconych kobiet wpadła w pułapkę zaprzeczenia. Oczywiście, mogła wyjść. Ale jej czujność była uśpiona. Mogła się szarpać – i robiła to, tylko że ta szamotanina tylko podgrzewała zapał drapieżcy. Ale kiedy opadła z sił to mogła tylko biernie się poddać. Wiele osób w takiej sytuacji doświadcza poczucia oderwania od własnego ciała. Trochę jakby unosiły się ponad całą sceną i oglądały wszystko z boku. Zresztą, nie musicie mi wierzyć, można o tym poczytać lub posłuchać u ekspertów od psychologii (na przykład tu).
Ta dysocjacja spowodowała, że moja przyjaciółka nie tylko nie uciekła, nie tylko nie skopała typa po jajach, ale po całym akcie ubrała się i jeszcze dopiła z nim herbatę, po czym spokojnie się pożegnała i dopiero wróciła do domu. Musiało minąć kilkanaście godzin, żeby zaczęły do niej wracać sceny z tego wieczoru, dopiero wtedy zaczęła sobie przypominać poszczególne wydarzenia jak kadry z filmu, i dopiero zaczęło do niej docierać co się właściwie wydarzyło. To mózg puścił gardę i ciało zaczęło procesować to traumatyzujące doświadczenie. Nie chcę wdawać się w intymne detale, ale reakcja organizmu była jak przy ciężkiej chorobie: ból całego ciała, dreszcze, gorączka, wymioty. Do tego doszło przejmujące poczucie, że nie zachowała się jak należy, że mimo własnych stanowczych poglądów na przemoc nie obroniła się skutecznie i nie wyciągnęła wobec sprawcy konsekwencji.
Niestety ten mechanizm – dobrze opisany przez naukę więc proszę nie dyskutować z zasadnością tego co napisałam – skutkuje kolejnymi problemami. Pierwszy i najważniejszy to właśnie poczucie winy i wstydu. My, osoby krzywdzone i wykorzystywane, paradoksalnie wstydzimy się tego braku obrony, zbyt słabego instynktu samozachowawczego, wstydzimy się tego zamrożenia które przecież nie jest zależne od nas – bo to automatyczny tryb obronny. I tak, mówię to także z własnego doświadczenia.
Pamiętacie rok 2017 i początek ruchu #MeToo? W odpowiedzi na wezwanie Alyssy Milano miliony kobiet z całego świata umieściły na swoich profilach społecznościowych ten hashtag, i dopiero to uzmysłowiło naszym partnerom, kolegom, ojcom i braciom jak wielka jest skala nadużyć seksualnych wobec kobiet. Ja też to zrobiłam, pamiętam tyleż współczujące co zaszokowane pytania chłopaków z mojego otoczenia: naprawdę? Naprawę. I nie raz.
Twoja wina
Ten wstyd i poczucie winy to jedno. Podsyca je jeszcze społeczny odbiór, o którym trochę powiedziałam na początku. Victim blaming to niestety ciągle norma. Ciężar odpowiedzialności za krzywdę jest przerzucany na ofiarę. I co zadziwiające – nie tylko ze strony osób, które są pozbawione współczucia, ale także tych teoretycznie wspierających. Bo jeśli ktoś rzuca kategoryczne: „jak cycki pokazujesz, to sama sobie jesteś winna”. „Prowokowałaś, to masz za swoje”. To na takie dictum można prychnąć, bo jest złe i głupie po prostu. Ale jeśli po gwałcie ktoś z otoczenia wspiera cię słowami: „straszne, co cię spotkało, biedna ty, następnym razem nie chodź nigdzie sama, świat jest niebezpieczny i nic z tym nie zrobisz” – to masz takie kwaśne przeczucie, że to nie jest żadne wsparcie. Że to tylko zmiękczony przekaz – musisz chronić się sama, bo zła nie pokonasz. Prawo jest bezsilne a mężczyźni to drapieżcy z natury i nikt nie ma zamiaru cię bronić ani zrobić z tym porządku.
Piękne usprawiedliwienie dla przemocowych zachowań, nie uważasz?
Zatem jak można się dziwić, że nawet organy ścigania – w których pracują przecież zwykli ludzie, przesiąkający przez całe życie taką narracją – czasami traumatyzują ofiary powtórnie. 92 proc. ofiar gwałtu nie zgłasza go odpowiednim służbom! Z lęku przed tym, jak zostaną potraktowane. Statystyki policyjne to tylko ułamek rzeczywistości – mówią o tym coraz głośniej organizacje pomocowe. Ale jak skrzywdzona dziewczyna, w szoku po przemocy, zawstydzona swoją bezradnością, która dodatkowo słyszy o upokarzających przesłuchaniach, o lekceważeniu czy wręcz ośmieszaniu ofiar – jak ma się zdobyć na pójście na policję?
Przemoc seksualna, szczególnie ta wymuszona podstępem, często nie pozostawia śladów. Brak jednoznacznych dowodów bardzo obniża szanse na przeprowadzenie postępowania. A nawet kiedy ślady są, to często nie udaje się ich zabezpieczyć, bo policjanci i policjantki zapominają o takiej rekomendacji! W Niemczech np. kobiety mogą zabezpieczyć ślady gwałtu, nie zgłaszając go na policję. Kwestionariusz, zdjęcia, próbki DNA – tak działa empatyczne zbieranie dowodów w poradni dla ofiar przemocy seksualnej. Dostają czas na podjęcie decyzji czy chcą sprawiedliwości, ale jednocześnie nie tracą bezpowrotnie argumentów. W przypadku ataków, w których nie dochodzi do penetracji, lub są gwałtami oralnymi czy molestowaniem, ofiara jest na straconej pozycji, bo to tylko słowo przeciwko słowu.
Przestarzałe prawo
A za gwałt powinien być uznany w już sam brak zgody na kontakt seksualny – apel o zmianę definicji zgwałcenia w kodeksie karnym złożony przez grupę posłanek od dwóch lat leży w marszałkowskiej zamrażarce. Obecnie obowiązująca definicja przestępstwa zgwałcenia (art. 197 § 1 kodeksu karnego) pochodzi jeszcze z lat 30. XX wieku, a przestępstwo gwałtu podlega pod kategorię występku, a nie zbrodni.
Dlaczego rozszerzenie zakresu tego czynu jest tak bardzo istotna? Ponieważ zdaniem ekspertów archaiczna definicja gwałtu wiąże ręce organom ścigania i sądom. Jeśli ofiara jest bierna (nie stawiała fizycznego oporu), może zabraknąć dowodu, że sprawca dopuścił się zgwałcenia.
Kto jest ofiarą, do cholery?
Dochodzą do tego społeczne argumenty w stylu: naprawdę chcesz mu złamać życie? Karierę? Za jeden wybryk facet ma stracić twarz?
No i właśnie tu jest clou całego ambarasu z tym systemem: wartość ewentualnej krzywdy po stronie złoczyńcy zdaje się przeważać krzywdę po stronie ofiary. Dlatego instytucje europejskie – choć oczywiście nie nasz rząd – kwalifikują przemoc wobec kobiet i dziewcząt jako „najbardziej rozpowszechnione na świecie naruszenie praw człowieka”. Według organizacji więcej niż jedna na trzy kobiety zostanie kiedyś ofiarą przemocy, zaś mniej niż 40 proc. kobiet, które doświadczyły jej form, szuka pomocy. Ktoś zapyta: ale jak to „naruszenie praw człowieka”? Jak to „dyskryminacyjne”? Ano tak, że gwałt ma źródła w przemocy w stosunkach międzyludzkich, w dominacji mężczyzn, niższej pozycji społecznej kobiet, negatywnych postawach wobec kobiet, mitach na temat ról płciowych. Także dlatego, że ten rodzaj naruszenia integralności niesie dla ofiary wieloletnie konsekwencje łącznie z zespołem stresu pourazowego. Leczenie jest mało dostępne, kosztowne i wymaga kapitału społecznego i edukacyjnego, którego gros ofiar nie posiada.
Femme fatale
Niestety ta świadomość, refleksja całej złożoności zjawiska przemocy wobec kobiet nie dociera na dół. Albo dociera bardzo powoli. W ludziach pokutuje natomiast przeświadczenie, że prawdziwymi ofiarami ruchów takich jak #metoo, postulatów o zmianę prawa i nagłaśniania skali zjawiska, są mężczyźni. Ponieważ oczekiwanie świadomej zgody daje rzekomym ofiarom przemocy przestrzeń do manipulacji. A skoro kulturowo kobieta jest ciągle jeszcze postrzegana jako istota podstępna, to jednym z naczelnych kontrargumentów wobec consentu i bezwzględnego wyciągania konsekwencji wobec drapieżców… co jest? Oczywiście, że ona to wszystko wymyśliła po to, żeby mu dogryźć. Albo ze złości że ją odrzucił. Albo chciała się zemścić, czy uzyskać odszkodowanie (jak w USA gdzie w postępowaniu często chodzi o zadośćuczynienie finansowe).
Faceci są oburzeni. Przecież łatka gwałciciela może do kogoś przylgnąć na całe życie. Przykłady z życia pokazują jednak zgoła coś odwrotnego: gwałciciele zwykle funkcjonują bez uszczerbku, podczas gdy ich ofiary latami zmagają się z traumą, często bez wsparcia, bez zrozumienia i bez współczucia.
Naprawdę myślicie panowie, że zgłoszenie się na policję z oskarżeniem wobec mężczyzny jest łatwe i przyjemne? Badałam tę ścieżkę i wiem, że trzeba żelaznej determinacji, niebywałej odwagi i charakteru, żeby taki proces uruchomić. Ktoś, kto doznał krzywdy, raczej zwija się w kłębek i chce zapomnieć o ataku, niż opowiadać o najintymniejszych szczegółach obcym, w najlepszym wypadku obojętnym osobom. A często nieżyczliwym. Doświadczać badań, zderzać się z murem wątpliwości. Przeżywać traumatyczne doświadczenie znowu i znowu. Bo choć Unia Europejska rekomenduje jednokrotne przesłuchiwanie w bezpiecznych warunkach oraz obecności psychologa, to w istocie poszkodowane rzadko mają na to szansę.
I zastanawia mnie zawsze bardzo jak łatwo dopominać się o sprawiedliwe traktowanie facetów, a jak łatwo porzucać w potrzebie kobiety, przypisując im nieuczciwe intencje tam gdzie są one po prostu irracjonalne.
Ok, dopuszczam myśl, że są podstępne istoty, które takie fałszywe oskarżenia rzucają bo mają złe zamiary. Ale ile jest takich przypadków?
Popatrzmy może tak: jeżeli 92% gwałtów nie jest w ogóle zgłaszanych, jeżeli większość zgłoszonych aktów przemocy nie trafia do sądu, a z tych spraw które trafiają przed oblicze sprawiedliwości 70% jest umarzanych, jeżeli większość oskarżonych dostaje wyroki w zawiasach a sprawiedliwość spotyka tylko marne promile drapieżców – to gdzie jest sens takiego myślenia?
Świadoma zgoda tylko notarialnie
Słyszę też sarkastyczne apele żeby przed każdym obcowaniem płciowym spotykać się u notariusza w celu poświadczenia świadomej zgody. Albo narzekanie, że pytanie o nią zabija momentum, niszczy romantyzm i rozwiewa całą chęć na igraszki. Naprawdę? Naprawdę wolicie domyślnie zakładać że jest zgoda i ryzykować także swoje bezpieczeństwo? Myśleć: „jakoś to będzie”? Wraz ze wzrostem świadomości kobiet pojawi się coraz więcej zgłoszeń zachowań niechcianych. Tak myślę i na to liczę. I o ile mam wątpliwości co do części starszych facetów, tych z mojego pokolenia i trochę młodszych, bo w ich przypadku trzeba wykonać dużą pracę żeby zmodyfikować patriarchalne przyzwyczajenia. O tyle kiedy patrzę na młodszych i to jak oni bawią się consentem, jak robią z niego seksowny element komunikacji, to myślę, że coś się w końcu zmieni.
Co możemy zrobić?
Nie pozostawię cię jednak dzisiaj tylko z retorycznymi pytaniami, bo zdecydowałam się na ten temat żeby chociaż odrobinę wpłynąć na rzeczywistość AD 2023. Jeżeli uda mi się skłonić do przemyśleń chociaż jedną osobę, to będzie to o jedna osoba więcej do zmieniania systemu.
Zatem teraz ode mnie zadanie domowe. Dla chętnych, ale liczę że też będziesz w ich gronie:
- Zmień język, jakim opisujesz przemoc – nie tylko seksualną. Zamiast mówić: spotkało ją, przytrafiło się jej, doznała, doświadczyła – nazywaj rzeczy po imieniu. On ją zgwałcił, on ją wykorzystał, on przekroczył jej granice, on ją skrzywdził. Język ma moc kreowania rzeczywistości. Zmiana języka to zmiana naszego myślenia. Działa pomału, ale działa skutecznie.
- Ucz chłopców w swoim otoczeniu, że przemoc, używanie siły wobec drugiego człowieka, to zło i coś niedopuszczalnego. Nawet w żartach. Że nie to nie. Że świadoma zgoda musi zawierać pięć elementów, które znajdziesz np. na stronie feminoteki.

3. Jeśli wiesz o przemocy, to zaufaj ofierze. Przyjmij jej perspektywę. Podpowiedz jej, gdzie może znaleźć pomoc, a idealnie bądź przy niej w tej drodze. Przypomnij jej, że taktyka drapieżcy jest przewidywalna i opiera się na kilku trikach opisanych jako DARVO – i można się na nią przygotować, co sprzyja determinacji w szukaniu sprawiedliwości. A zgłaszanie przemocy oprócz szukania sprawiedliwości dla siebie pozwala na uchronienie przed przemocą kolejnej osoby. Bo jeśli taki gwałciciel zostanie choćby odnotowany na policji, to następna ofiara będzie miała większe szanse na skuteczne skierowanie sprawy do sądu.

Niemoc jes ok
Moja przyjaciółka sprawy nie zgłosiła. Sprawdziłyśmy wszystkie dostępne możliwości egzekwowania prawa, byłyśmy teoretycznie przygotowane na ten krok. Ale ostatecznie ona psychicznie nie była w stanie się tego podjąć. I chociaż zawsze miałam kategoryczne poglądy na ściganie sprawców takich przestępstw, dopiero teraz zrozumiałam, że ciężko o determinację, kiedy człowiek rozpada się na milion kawałków. Przychodzi moment decyzji, czy mam siłę walczyć dla innych, czy jednak chcę skupić się na swoim powrocie do zdrowia, zadbać o siebie, skoro nie mogę oczekiwać wsparcia od systemu. Więc nie oceniam już tak łatwo tych, które decydują się milczeć.
Zrobiła jednak jedną ważną rzecz: skonfrontowała drapieżcę. Powiedziała mu bez ogródek co jej zrobił, co czuła, jak bardzo przekroczył jej granice i jak jest to niedopuszczalne. Czy on przeprosił lub chociaż przyznał się do tego? Skądże. Wyparł wszystko, określając siebie jako porządnego faceta który wspiera kobiety. Szkoda, że nie pamiętał o tym wpychając jej na siłę penisa.
Dzięki za Twoją obecność – jeśli dotrwałeś lub dotrwałaś do końca to masz ode mnie medal z ziemniaka. Jeżeli uważasz, że ktoś z twojego otoczenia potrzebuje usłyszeć ten emocjonalny wywód żeby chociaż skorygować swoje myślenie – to proszę wyślij mu/jej odcinek lub post.
Będę Ci wdzięczna za pomoc w dotarciu do nowych słuchaczek i słuchaczy. Dostaję od ludzi tyle pozytywnego feedbacku więc pewnie paru innym też by się spodobało. Zatem klikaj przycisk share – na Spotify, YouTube, Instagramie i TikToku.
Przypominam skromnie że cały czas działa zrzutka na produkcję podcastu i moją pozostałą działalność “kryzysową”.
Myślę też nad zintegrowaniem słuchaczek i słuchaczy tak żeby móc wchodzić z nimi w interakcje – stąd pomysł na comiesięczny list miłosny do twojej skrzynki mailowej, albo zamkniętą grupę dyskusyjną, albo cykliczne spotkania offline np. w formie śniadań w różnych miastach. Co sądzisz? Pod odcinkiem na Spotify jest ankieta w której możesz zagłosować na formę kontaktu która najbardziej Ci odpowiada.
zdjęcie na okładce Oliwia Wójcik