Handlarze nadziei

Posted: 11/21/2022 by Bo

Jak to możliwe, że w czasach nieograniczonego dostępu do wszelkiej wiedzy z każdej możliwej dziedziny, do badań naukowych, specjalistów; w czasach wzrostu powszechnej samoświadomości i niezliczonych opcji samorozwoju, dlaczego mimo tego mentalnego bogactwa tak rozpaczliwie chwytamy się wątpliwej nadziei? Tej podawanej nam w formie mądrości, rad i wskazówek, które internet wypluwa w każdej sekundzie z energią karabinu maszynowego?

Zadaję więc sobie – i Wam – pytanie: czy w trzeciej dekadzie XXI wieku potrzebujemy magii i cudotwórców?

kobieta z krótkimi ciemnymi włosami ubrana w biały garnitur i czerwony top stoi na tle ceglanej ściany i patrzy w bok

Nadzieja matką wszystkich

Dawno dawno temu w czasie wiejskich festynów czy targowisk można było spotkać objazdowych sprzedawców omnipotentnych specyfików. Stojąc na odwróconym wiaderku albo taborecie reklamowali ze swadą pomady i krople na różne przypadłości: od kurzajek i łysienia po miłosny obłęd.

Czy globalizacja, nieograniczony dostęp do wiedzy, szybki przepływ informacji zmieniły coś w naszym oczekiwaniu magicznych efektów na bolesne przypadłości? Patrząc na to co dzieje się w internecie nie mam wątpliwości, że pod tym względem nadal jesteśmy bardzo naiwni. A cyfrowe narzędzia spowodowały, że takich magików jest tylko więcej, i dla zmyłki działają pod wieloma różnymi szyldami.

Sęp nad padliną

Nie przeczę, doceniam media społecznościowe, korzystam z nich często i intensywnie. Dzięki nim świat stał się łatwiejszy do objęcia, pozwalają poznawać ludzi których 100 lat temu nie mielibyśmy szansy spotkać – i utrzymywać kontakty mimo geograficznych przeszkód. Ale media społecznościowe to jednak krzyżówka sępa i komiwojażera. Oprócz tego że pomagają nam w kontaktach z innymi, to niestety próbują zaspokajać nasze potrzeby – z komercyjnym celem oczywiście – zanim jeszcze sami zdamy sobie z nich sprawę. Nie zdążysz nawet podzielić się informacją, że masz jakiś problem albo coś cię interesuje, a już jak na tacy dostajesz propozycje cudownych specyfików lub specjalistów na każdą możliwą przypadłość.

Bo oto włączam telefon, komputer, a tam zaklęcia, mikstury i tajemne formuły. Diety, koncepcje treningowe, dziesiątki “sprawdzonych” planów dietetycznych. Alternatywne sposoby leczenia, suplementy i zioła które okrzykiwane są absolutnymi rewelacjami. Ale dziś chciałabym się przyjrzeć poradom dotyczącym sfery niematerialnej naszego życia.

Konia z rzędem temu komu algorytm nie podpowiedział wróżb za pomocą tarota, dokładnie wtedy gdy zmagał się z wątpliwościami – czy to w kwestiach sercowych, konfliktów rodzinnych czy zawodowo-biznesowych.

kobieta z krótkimi ciemnymi włosami ubrana w biały garnitur i czerwony top stoi na tle ceglanej ściany i patrzy w górę

Karty na stół

Są więc w otchłaniach wielkiej światowej sieci jasnowidze i wróże czytający przyszłość z kart. Powiedzą ci, co w danym momencie myśli osoba, która zaprząta twoją głowę i czego możesz się spodziewać w bliższej i dalszej przyszłości. Albo kiedy jest najlepszy czas na podjęcie jakichś działań. Przy okazji: czy to nie zabawne, że kiedy się zastanowić na spokojnie, wróżby w stylu

Ktoś o tobie myśli. Dręczy go/ją że cię skrzywdził. Nie potrafi się przełamać, żeby cię przeprosić, ale to jest mocno w jego/jej głowie.

No przecież KAŻDY, KAŻDY! odnajdzie się w takim czytaniu!

Karty powiedzą ci kiedy zainwestować na giełdzie a kiedy w krypto, a także kiedy oszczędzać. Ba! Czy wybrać się danego dnia do dentysty, jakby takie decyzje w naszej NFZ-owskiej rzeczywistości mogły być podejmowane z dnia na dzień! (Czy ktoś przy zdrowych zmysłach odwołałby zabieg chirurgiczny, na który czekał lub czekała kilka miesięcy, bo nagle okazało się, że układ kart jest niesprzyjający?).

Te przekazy są wzmacniane przekonywaniem odbiorców, że wróżby trafiają na ich feed nieprzypadkowo – ale właśnie dlatego że są im przeznaczone. Być może działa to na nastolatki, ale ktokolwiek ma minimalną wiedzę o działaniu algorytmów i sztucznej inteligencji po prostu musi na to prychnąć. Portale poduwają nam takie treści, na jakich się najczęściej i najdłużej zatrzymujemy (nie musimy nawet ich klikać). Ot, całe przeznaczenie.

Moc komety

Jeśli te sposoby się nie sprawdzą, przychodzą kolejne rzekomo niezawodne metody, żeby przejąć kontrolę nad fatum. Na przykład dzięki astrologii i zodiakarstwu. Próbując obliczyć łaskawą koniunkcję planet prawie odpalałam silnik, żeby w szpitalu gdzie się urodziłam znaleźć odpowiedzi na pytania jaki mam ascendent w stosunku do Księżyca, Wenus i Marsa. Bo bez tego nie upewnię się jaki następny krok podjąć i na czym się skupić.

Jest jeszcze cała wiedza księżycowa:

nów to czas na manifestacje, barrrrdzo mocna energia, nie lekceważ jej!

Pełnia, och pełnia to dopiero! Nie wolno jej odpuścić, trzeba działać, bo będą się działy rzeczy wielkie. Niedawne częściowe zaćmienie słońca. Zaćmienie księżyca! Następne dopiero za 7 lat! Retrogradacja. Merkurego, Marsa, Plutona.

Nie lekceważ, to wpływa na ciebie nawet jeśli nie wierzysz, więc przecież lepiej wykorzystać niezrozumiałe siły tak, żeby nam służyły, prawda?

I oto jak w momentach zwrotnych, w chwilach beznadziei, życiowych zawodów albo problemów zaczynasz mimowolnie doktoryzować się w układach bliższych i dalszych gwiazdozbiorów.

Opary absurdu

Jeśli to nie pomoże – a nie pomoże – trafisz pewnie na fascynujące postacie, które okadzają swoje smartfony tajemniczym dymem białej szałwi, palo santo lub czarciego żebra (spokojnie to tylko zioło). Będą cię przekonywać, że dym po drugiej stronie ekranu wpłynie na twoje samopoczucie i pomyślność. Dostaniesz też wskazówki, jak wykorzystać moc kryształów („Kup specjalną bransoletkę, pomoże zdobyć bogactwo, tylko najpierw wyślij kod blik). Jeżeli ktoś się na tym bogaci to tylko sprytni marketingowcy.

kobieta z krótkimi ciemnymi włosami ubrana w biały garnitur i czerwony top stoi na tle ceglanej ściany i patrzy w bok

Trenerzy od wszystkiego

Jak już się rozczarujesz wiedzą tajemną i ezoteryką, trafisz niechybnie na internetowych coachy i terapeutów. Nie mam nic do profesjonalistów którzy odpowiedzialnie i indywidualnie pomagają swoim klientom, znając ich wyzwania i możliwości. Ale szału dostaję patrząc na tak zwane uniwersalne rady serwowane na każdą możliwą życiową zgryzotę.

Jedni z najgorszych to dating coache czyli trenerzy od randek i związków. Grunt dla nich jest fenomenalnie korzystny: nie raz skarżyłam się wam tutaj na skomplikowane relacje międzyludzkie i kłopoty z ich nawiązywaniem i utrzymywaniem. Każdy zdaje się szukać odpowiedzi, ale mało kto pyta swoją osobę partnerską, bo łatwiej jest skorzystać z rady tiktokowego guru, zgodzisz się? Nie trzeba zastanawiać się nad wglądem w siebie i własne obawy, przemyślanym formułowaniem zdań, szukaniem głębokich przyczyn. Nie trzeba mierzyć się z trudnymi odpowiedziami. Wolimy taplać się w ciepełku pozornie wspierających sposobów na przezwyciężenie złej passy. Wypróbowywać różnorakie, często sprzeczne metody, niż sprawdzić u źródła problemu i zmierzyć się z faktami.

I potem dostajemy takie:

One fits all

Jeśli chcesz żeby on za tobą szalał – absolutnie nie uganiaj się za nim. A gdzieś indziej przeciwnie – bierz sprawy we własne ręce, bo nic się samo nie zadzieje. Jeżeli chcesz żeby do ciebie wróciła – przejmij kontrolę nad swoją męskością, bo to żeńskość w tobie odstrasza potencjalne partnerki. Wykorzystaj tę czy inną technikę manipulacyjną, żeby kogoś od siebie uzależnić. Kobieta w męskiej energii nie przyciągnie męskiego mężczyzny. Widywałam rozrysowane grafy tego jak działa męski i kobiecy umysł w romansach! Ostatnio trafiłam też na wytłumaczenie meandrów żeńskiej energii, jej ciemnej i jasnej wersji, na podstawie kształtu oczu. Naprawdę! Była mowa o syrenich oczach i sarnich oczach, które mają być rzekomo manifestacją jednej z kobiecych energii. Tak jakby nie dało się ich stworzyć za pomocą makijażu. No naprawdę kiedy się tego słucha na chłodno można pęknąć ze śmiechu.

Potem jeszcze: Jakie wiadomości wysyłać po pierwszej, trzeciej i siódmej randce, a jakich nie wysyłać po 6 miesiącach situationship. Jak manifestować swoją wysoką wartość i przyciągać podobną wysoką wartość. Kto ma napisać pierwszy, a kto powinien grać stronę niedostępną. Jak kusić, jak budować napięcie. Jak grać w te randkowe gry żeby wygrać.

Tylko wygrać co? Zawsze po obejrzeniu takich wskazówek czuję się jakbym dostała w łeb, bo chyba sama nie chciałabym zdobyć kogoś, kto złapałby się na takie manipulacje. No bo kto chce być doceniany za maskę którą nosi? Chcemy być kochani i pożądani za swoją prawdziwą twarz, to jest najgłębsza satysfakcja.

Ale to nie jest najgorsze, co może nas spotkać w sieci.

I jeszcze jest siódmy krąg piekieł.

Pseudo-psychoterapeuci

Powiedzcie mi jak to jest że nagle wszyscy są ekspertami od uczuć, emocji i psychologicznych zawiłości?

Media społecznościowe dosłownie toną pod falami amatorskiej psychoanalizy. Zauważyliście, że każdy nieudany związek jest ostatnio publicznie i bez brania jeńców kwalifikowany jako toksyczny? Już się nie mówi spotkałam popaprańca albo zjeba. Teraz w trendzie jest używanie fachowego języka medycznego.

Ludzie dostają etykietki narcystycznych lub wręcz narcyzów, a co, niech będzie grubą krechą.

Inne modne sformułowania to niedojrzałość emocjonalna i unikowe wzorce przywiązania, tak chętnie i lekko diagnozowane u facetów. I nie zapominajmy o traumach! Tak jakby każdy musiał nosić w sobie mroczne przeżycia wojny, walki o życie lub bezpieczeństwo najbliższych.

A za tym idą takie wskazówki:

Jeśli nie kochasz siebie to nie będziesz potrafił/a pokochać nikogo innego.

Najlepsza rzecz jaką możesz dać partnerce/partnerowi to odbycie własnej psychoterapii.

Nie zrozumcie mnie źle, w dobrze dobranej indywidualnej czy grupowej psychoterapii jest kolosalna wartość, która potrafi bardzo pomóc, a przede wszystkim wiele zrozumieć i o sobie i swoim miejscu w świecie. Ale tylko kiedy sami dojdziemy do wniosku, że jej potrzebujemy. Ktoś kto nie ma takiego wewnętrznego przekonania, nawet jeśli będzie spotykał się z psychologiem, nie wykorzysta jej dobrodziejstwa w pełni. Więc kreowanie takiego przymusu jest co najmniej protekcjonalne i bardziej niż o trosce świadczy o wywyższaniu się.

Odpuszczanie z 😉

A słyszeliście o odpuszczaniu? Te rady w stylu: jeśli przestaniesz się o to starać, to przyjdzie samo.No muszę was rozczarować. Nawet jeśli znacie np. historie par, które długo starały się o dziecko i dopiero kiedy z tego rezygnowały to płodziły upragnionego bobasa – to nie, to nie jest dowód. Niestety nauka nie potwierdziła takiej korelacji, nawet jeśli odpuszczenie oczekiwań może wpływać na obniżenie poziomu stresu, a co za tym idzie na poprawienie stanu organizmu. A to w przypadku starania się o dziecko może mieć znaczenie. Ale jak odpuszczenie ma wpłynąć na pojawienie się w naszym życiu wymarzonego partnera? Miłość sama cię znajdzie? Może tak, a może nie! I zwróćcie uwagę, że w większości przypadków to odpuszczanie jest pseudo rezygnacją, bo przecież robimy to tylko po to żeby „samo przyszło”! A prawdziwe odpuszczenie to akceptacja tego, że ta upragniona rzecz, relacja, okoliczność się w naszym życiu nie ziści. Fajnie choć brutalnie mówi o tym Marta Niedźwiedzka w podcaście O Zmierzchu.

U mnie działa

Ilość serduszek pod takimi publikacjami, ilość entuzjastycznych komentarzy osób, które znajdują w nich kawałki siebie, niestety działa jak społeczny dowód słuszności. Myślimy sobie: to ma sens… w sumie mam podobnie. I wkręcamy się w szukanie odpowiedzi na fundamentalne pytania u szarlatanów. Bo mogę policzyć na palcach rąk sprawdzonych specjalistów których obserwuję! A na moim feedzie wyświetlają się setki, jeśli nie tysiące takich, którzy z fachową wiedzą i nieskazitelnym poziomem etyki nie mają nic wspólnego. I potem okazuje się, że osoba która udziela kategorycznych wskazówek jak żyć i jak kochać nie ma elementarnego wykształcenia ani doświadczenia w tej dziedzinie. Uważajcie na to!

Myślę w ogóle że skomplikowany konglomerat relacji międzyludzkich nie jest możliwy do zamknięcia w kilku krótkich radach czy listach how to.

Kiedy w relację wchodzą dwie osoby, z całym zestawem uwarunkowań wynikających z zaplecza rodzinnego, wychowania, środowiska, wykształcenia, samoświadomości i poczucia bezpieczeństwa – to nie da się zastosować złotych rad i żyć długo i szczęśliwie!

To już chyba wolę ziodiakarstwo i stawianie tarota, bo to przynajmniej daje jakąś nadzieję i buduje optymizm. Plus praktyki afirmacyjne czy manifestacyjne pozwalają na głębszy wgląd w siebie, definiowanie potrzeb i marzeń a także gruntowanie się w swoich możliwościach.

kobieta z krótkimi ciemnymi włosami ubrana w biały garnitur i czerwony top stoi na tle ceglanej ściany

Spójrz prawdzie w oczy

Zamiast słuchać pseudo terapeutów i dating coachów może lepiej zatrzymać się, żeby poznać przede wszystkim własne motywacje i pragnienia? Takie najszczersze oczekiwania i cele, i na tym zbudować małym kroczkami drogę do celu? Ale takie prawdziwego, a nie zaadaptowanego z zewnątrz? Bo przeczytanie wszystkich psychologicznych i pop-psychologicznych lektur nie zapewni nam poczucia harmonii i spokoju oraz szczęścia w miłości.

No dobrze, czas na spowiedź. Gderam tu i krytykuję, ale czy sama nie dawałam się wciągnąć w te cudowne metodologie? Im więcej rozkładów tarota oglądałam, tym więcej mi się ich wyświetlało – to właśnie perfidia mediów społecznościowych. Karmiły mnie nadzieją na  pomyślny obrót spraw, który czekał tuż za rogiem. Wreszcie znużyło mnie ciągłe słuchanie tego, co chiałam usłyszeć. Niczego to nie zmieniało w moim zyciu a przekształcało się w obsesję i trzymało mnie w miejscu.

Czy nie manifestowałam w czasie pełni, nowiu, superksiężyca, bramy lwa, zaćmienia, w czasie orgazmu (bo wtedy manifestacja ma rzekomo siłę bomby atomowej)? Oczywiście że tak! Ręka bolała mnie od szczegółowego notowania swojej wymarzonej ścieżki życiowej, bo trzeba na papierze, 9 razy to samo.

Czy nie kupowałam podręczników sms-owej korespondencji randkowej? No ba!

Czy nie wkręcałam się w autoanalizę na bazie wielostopniowych schematów postępowania nie-wiadomo-jakiego-nurtu-psychologicznego? Pfff! Oczywiście!

Krok do przodu

Nadzieja to potężna siła, lubimy wierzyć, że są moce, których nie ogarniamy. Na tym przecież opierają się wszelkie wierzenia. Paradoksalnie w świecie, który coraz bardziej się laicyzuje, ludzie szukają pocieszenia w niesprawdzonych teoriach, tajemnej wiedzy i u szarlatanów. I pewnie ja sama nie wyzbędę się okazjonalnego rzucania się na tę czy inną teorię czy wskazówkę. Bo mimo tego, że raczej twardo stąpam po ziemi, to w momentach słabości i bezbronności rozpaczliwie szukam wsparcia gdzie się da. Kiedy jednak przychodzi chwila otrzeźwienia lub przebłysk realizmu, zadaję sobie pytanie co mi ten zewnętrzny sposób robi. Bo jeżeli pcha mnie do miotania się i kurczowego trzymania jakiegoś upragnionego konceptu to już wiem, że weszłam w ślepą uliczkę. Na koniec dnia chodzi o to, żeby zaufać, poddać się temu co nieuniknione, a kształtować – ale świadomie – to na co mamy wpływ. I umieć odróżnić jedno od drugiego. A horoskopy i taroty traktować jako rozrywkę, a ostatecznie coś co “jeśli nie pomoże to przecież nie zaszkodzi”.

Dziękuję wam za przeczytanie tych osobistych jak zwykle rozkminek. Jak zwykle zapraszam was na sociale. Na TikToku nie biorę jeńców więc wchodzicie na własną odpowiedzialność. Przypominam że na zamknięty profil bo_gini_ wpuszczam tylko prawdziwych ludzi i tylko takich którzy chcą rozmawiać i dzielić się doświadczeniami. Więc jeśli z jakiegoś ważnego powodu nie masz zdjęcia profilowego lub bierne konto ale zgadzasz się na te zasady to napisz do mnie wiadomość prywatną.

W kolejnym kawałku chciałabym się zająć trwałością związków. Jeżeli macie własne przemyślenia czy historie na ten temat to ja chętnie włączę je do odcinka. Dawajcie znać!

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie autorstwa Piotra Karolczaka

Comments

comments