Kusi mnie minimalizm i intuicyjność ubierania się, jakie daje szafa kapsułowa. Mieć zestaw – powiedzmy trzydziestu – elementów, które pasują do siebie tak, że można je dowolnie łączyć i zestawiać. I wszystko współgra!
Ale z drugiej strony… pozbyć się tych wszystkich rewelacyjnych okazów, które gromadziłam ponad 20 lat? Zrezygnować z kolorów i wzorów? Przestać bawić się modą?

Zaczęłam jednak zgłębiać temat, bo nie dawał mi spokoju, tym bardziej, że przecież od kilku lat dążę do ograniczenia konsumpcji i mądrzejszego gospodarowania swoimi zasobami (także czasowymi).
Przez cały czerwiec testowałam tę metodę na sobie – ze swojej dużej (za dużej nawet) garderoby wybrałam 25 elementów w trzech tylko kolorach. Kocham czerwień, więc była ona postawą prawie wszystkich stylizacji. Biel stanowiła kanwę, tło. Błękitem i niebieskim kontrastowałam żywe odcienie pomidora i truskawki, dodając im chłodnej elegancji.

Co to jest kapsuła?

Internet jest pełen poradników i wzorów do naśladowania w tej dziedzinie, na Instagramie można znaleźć całą masę świetnych kont propagujących skromne i doskonale przemyślane szafy (Aga, Katarzyna, Magda, My Simple Style, Kasia, Anna robią świetną robotę). Jeśli zetknęłaś się z tematem, to pewnie zauważyłaś, że „kapsuła” oscyluje wokół klasyki: kolorystycznie trzyma się bieli, czerni i odcieni beżu oraz szarości; stylistycznie – ponieważ opiera się na ponadczasowych fasonach
Składa się zwykle z kilkunastu-kilkudziesięciu elementów (ubrania, buty, dodatki, biżuteria), które dają się łatwo zestawiać w pełne stylizacje na każdą okazję: codzienną, zawodową, formalną i imprezową.
Dobry skład
Kapsułowa kolekcja zawiera miedzy innymi takie sztandarowe elementy:
- biała koszula
- czarne proste spodnie
- proste jeansy
- beżowy trencz
- granatowa lub czarna marynarka
- szary sweter lub golf
- baleriny
- ponadczasowa czarna lub brązowa torebka
- breton (trykot w paski czarne lub granatowe)
- czarne klasyczne szpilki
- spódnica ołówkowa lub o fasonie litery A
Oczywiście można ją wzbogacać i uzupełniać w zależności od upodobań, ale zawsze uderza mnie spokojna prostota i elegancja tych zestawień. Nosząc je ciężko zakwalifikować się do którejkolwiek epoki. Można powiedzieć, że czas się nas nie ima, ani narodowość, ani stan społeczny. To ważne zalety kapsułowego podejścia do ubrań.
Do kolejnych należy bezsprzecznie wygoda użytkowania. Oszczędza znacznie zastanawiania się „w co się dziś ubrać?” i „czy to pasuje?”, bo ostateczny wybór determinuje jedynie okazja. Wszystkie elementy pasują do siebie, więc dobierając którekolwiek efekt zawsze będzie dobry.
Tylko ograniczenia?
Na szczęście niekoniecznie. Szafa kapsułowa w swojej najbardziej powszechnej wersji jest minimalistyczna w formie i konserwatywna w odcieniach. Jednak kapsuła może być tworzona w dowolnym stylu – najważniejsze, żeby poszczególne elementy łatwo było ze sobą zestawiać. Zatem to nie tylko klasyka, nie tylko beże, czerń i biel – garderoba kapsułowa może odzwierciedlać dowolny styl swojej właścicielki.

Co w głowie to w szafie
Jest teoria wg której to, jak wygląda wnętrze szafy, świadczy o psychice jego właścicielki. Nie wiem, czy ma ona potwierdzenie naukowe, ale rozmawiając ze świetnymi znawczyniami zagadnień szafy kapsułowej i minimalistycznej garderoby, czyli z Katarzyna Kobielą, Moniką Surowiec i Justyną Supernak, doszłyśmy do podobnego wniosku:
Zanim zabierzesz się za tworzenie uniwersalnego zestawu na każdą okazję/porę, zastanów się, kim jesteś i czego oczekujesz od życia.
Po arcyciekawych rozmowach na temat szafy kapsułowej, które prowadziłyśmy wiosną na Clubhouse, najbardziej krzepiące dla mnie wnioski to:
🧹 tworzenie szafy kapsułowej to proces. Nie warto robić radykalnych czystek z dnia na dzień
🧹 szafa kapsułowa to nie tylko minimalizm i klasyka – może być w stylu boho i każdym innym, byleby zachować spójność
🧹 życie podpowiada, że jednak warto mieć kilka „kapsuł” na różne pory i aktywności.
Jak zacząć?
Jeśli kusi Cię ta metoda ubierania, albo chcesz wreszcie przestać mieć problem z podejmowaniem decyzji co na siebie włożyć każdego ranka, zacznij od najprostszego testu: przez tydzień (lub miesiąc) odwieszaj w jednym miejscu wszystkie rzeczy których używasz. Następnie przeanalizuj w czym chodzisz najczęściej pod katem fasonów materiałów, kolorów. To dobry wstęp do zastanowienia się, dlaczego wybierasz właśnie je.
Nawet jeśli wybierzesz klasyczne i ponadczasowe opcje, możesz je „podkręcać” biżuteria i dodatkami. Apaszka, naszyjnik czy kolczyki zmienią charakter ubrania, dodadzą mu personalnego sznytu i wprowadzą element zabawy do minimalistycznej postawy.
Czerwcowy eksperyment
Mój sposób, by przetestować tę metodę bez radykalnych kroków wiążących się z pozbyciem się większości posiadanych rzeczy, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo przekonałam się, że mój styl nic nie traci, gdy ograniczam ilość używanych ubrań. Wybrałam kolory, które i tak lubię i noszę, zatem nie było tu żadnego poświęcenia.

Dodatkowo zyskałam czas i klarowność przy podejmowaniu decyzji. Absolutnie nie czułam się ograniczona dwudziestoma pięcioma elementami! Ba! Okazało się, że części ubrań w ogóle nie włożyłam w tym czasie! A mimo to moje stylizacje były interesujące, piękne, i nawet udało mi się zrobić kilka sesji zdjęciowych stosując się do tego reżimu.

Mam ochotę kontynuować ten sposób komponowania kreacji. Spodziewaj się kolejnej kapsuły w drugiej połowie lata!